czwartek, 28 sierpnia 2014

Denko samych produktów myjących. Żele, szampony, mydła, pianki, olejki...

Zapraszam na denko. Mam nadzieję, że krótkie recenzje zużytych przeze mnie rzeczy, okażą się dla Was pomocne w dokonywaniu kosmetycznych wyborów.


1. Joanna Sun&Fun Żel pod prysznic odświeżający.
Dostałam zestaw 3 kosmetyków tej serii: żel, balsam, szampon. Limitowana edycja na lato. Fajne pojemności po 100 ml. Żel bardzo przyjemny. Mocno kremowy, wydajny, o miłym zapachu. Lubiłam go i bardzo przyjemnie mi się go używało.

2. Johnson's Baby Kojący żel do mycia ciała na dobranoc bedtime.
Wydajna duża butla 400 ml. Trafiłam kiedyś na jej promocję w cenie poniżej 9 PLN. Stosowałam jako żel pod prysznic oraz płyn do kąpieli. Kojący zapach, bardzo błogi. Wiele osób zachwyca się tą wonią niezmiernie. Dla mnie przyjemna, ale nie jakaś uzależniająca. Nie będę jej wychwalać pod niebiosa. Ja jednak wyczuwam w niej coś chemicznego. Codziennie nie mogłam używać. Być może kiedyś jeszcze kupię, ale wielkiej tęsknoty za nim nie mam. Spodziewałam się chyba czegoś lepszego. Czy ułatwia zasypianie? Może minimalnie:) Fajnie, że jest kremowy, nie wysusza i dobrze się dozuje.

3. Liquid Soap Lime& Vanilla. Mydło w płynie z Lidla.
Kupuje co jakiś czas i bardzo cenię. Dobre, zwyczajne mydło za grosze. Litr kosztuje ok. 3 PLN. Lubię jego zapach, wydajność, sympatyczną konsystencję. Druga, biała wersja mniej mi pasuje, ale ta zielona jest super.


4. Decubal Face Wash Nawilżająca pianka do mycia twarzy.
Świetny kosmetyk. Wielce przypadł mi do gustu. Poświęciłam mu osobny wpis. Pianka znalazła się również w ulubieńcach kwietnia'14. Zdecydowanie polecam.

5. Soap&Glory Orangeasm Body Wash.
Kolejny ulubieniec. Tym razem miesiąca czerwca'14. Już mi go brakuje. Znakomity żel pod prysznic o niesamowitym zapachu. W upalne lato rozwiązanie najlepsze.

6. Nivea Natural Oil Olejek pod prysznic.
Kupuje od lat. Król w swojej kategorii. Nigdy praktycznie mi się nie nudzi. Zauważyłam już dawno, że w Carrefour standardowo przez cały czas kosztuje około 8 PLN, podczas gdy w drogeriach bez promocji 15-16 PLN. Lubię mieć go w domu przez cały rok.

7. Farmona Tutti Frutti Brzoskwinia & Mango Olejek do kąpieli.
Przyjemny płyn do kąpieli. Nic nie ma wspólnego z olejkiem. Zmiękcza wodę, relaksuje, tworzy pianę i ładnie pachnie. Lubię tą serię. Wersja Wiśnia i Porzeczka jest dla mnie najlepsza, ale to zestawienie owoców też było ok.

8. I love...Strawberries & Cream Exfoliating Shower Smoothie.
Prezent z UK. Pięknie pachnący truskawkami żel pod prysznic z drobinkami peelingującymi. Relaksujący, przyjemny. Dość niewydajny. Złuszczanie lekkie. Nie żadne cudo, ale woń koktajlu truskawkowego smakowita.


9. Balea Feuchtingkeits Shampoo Mango + Aloe Vera.
Świetny szampon. Włosy po nim miałam długo świeże, dobrze oczyszczone, lekkie, sprężyste, pełne energii. Cudowne połączenie zapachowe. Produkt wydajny i tani. Bez silikonów. Nie pobił ukochanego malinowego tej marki, ale depcze mu po piętach.

10. Korres Fig Little Showergel.
Korres ma znakomite produkty o pożądanych składach. W Polsce niestety marka jest droga. Zestaw mniejszych opakowań tych żeli kupiłam kiedyś na Truskawce. Kosztowały grosze. Figowy pachnie niesamowicie. Warto spróbować. Wysoka jakość. Żeby jednak kupować je w Sephora w regularnej cenie? Nie bardzo. W końcu to tylko kosmetyk do mycia.

11. Elf Brush Shampoo. Szampin do mycia pędzli.
Co mnie podkusiło żeby to kupić, to nie wiem. Od zawsze myje pędzle zwykłym mydłem w kostce i nic jeszcze tej metody nie pobiło. Nie droga rzecz, ale wg mnie zbyteczna. Szampon średnio się sprawdził. Nie domywał, dziwnie pachniał, był "glutowaty" i tragicznie się dozował. Jestem na nie. Zużyłam dla zasady i tyle.


12. La Roche-Posay Effaclar Żel do mycia twarzy.
Ma wielu zwolenników. Jest dobry, ale mojego ulubieńca z Vichy nie pobija. Mnie przy codziennym stosowaniu, lekko wysuszał. Dobrze oczyszcza, ale nie radzi sobie z każdym makijażem. Nie polecam też do oczu. Pomaga w gojeniu się ranek, krostek itp. Wydajny, ale Normaderm przewyższa go jakością i ekonomią także. Ponownie nie kupię.

13. Yes To Carrots Daily Pampering Shampoo.
Ulubieniec czerwca'14. Polecam go każdemu. Włosy po nim wyglądają znakomicie. Dobry skład, boski zapach, duża butla starcza na długi czas. Jeden z najlepszych szamponów, jaki używałam. 

14. ARTLine Żel pod prysznic Borowina Miłorząb Body&Hair.
Wygrzebana butla z czeluści szafki łazienkowej. Jakiś przypadkowy zakup po taniości. Zwykły żel o dość specyficznym zapachu. Można też nim myć włosy. Ja zużyłam do ciała. Był ok.

Na swoje małe recenzje czeka jeszcze cała gama innych zużytych przeze mnie kosmetyków. Wkrótce więc kolejne denko. Tym razem już nie z produktami myjącymi.

Pozdrawiam!

środa, 27 sierpnia 2014

Ulubieńcy kosmetyczni lipca'14.


To nie pomyłka. Mamy koniec sierpnia, a ja wrzucam notkę o ulubieńcach lipca. W końcu kto mi zabroni?:) Tak mi się jakoś zeszło... Ostatnio mam bardzo mało czasu na blogowanie. Za dużo innych pasji, czy co...?:) Ulubieńcy sierpnia też oczywiście będą i mam nadzieję, że nie w październiku:)

1. Vichy Normaderm Żel myjący do twarzy.
To nie tylko ulubieniec lipca, ale ostatnich kilku lat. Regularnie do niego wracam. Szczególnie w miesiącach letnich. Nigdy mnie nie zawiódł. Testuje wiele innych, ale wiem, że na nim zawsze mogę polegać. Ponad 2 lata temu napisałam jego recenzję. Moje zdanie od tamtego czasu się nie zmieniło. Jestem dziś nawet jeszcze bardziej przekonana, że to kosmetyk bardzo skuteczny. Czuję, że będzie mi towarzyszył zawsze. W upały - najlepszy! Nic tak dobrze nie oczyszcza skóry z sebum jak on. W połączeniu z ukochaną szczoteczką Clarisonic - to już w ogóle bajka. 
Normalizuje, koi, łagodzi podrażnienia po krostkach. Generalnie doprowadza skórę do ładu i składu:) Niesamowicie wydajny. Ma świetne opakowanie. Zbawienny kwas salicylowy w składzie. Łatwo dostępny i często na promocjach. Zmywa migusiem cały makijaż, również oczy i to bez żadnych podrażnień. Nigdy mnie nie wysuszył. Zdecydowane KWC.


2. Vichy Eau Thermale Woda termalna.
Z wodą termalną nie rozstaje się praktycznie od 17 lat. To niezbędnik w moim domu, aucie, na wszelkich wyjazdach. Ukochana i najlepsza to Avene. Nic jej jeszcze nie pobiło, nawet osławiona Uriage. Vichy jednak spisała się też bardzo dobrze. Na zdjęciu mała butelka jaką dostałam gratis w aptece. Ale przez ostatnie kilka m-cy używałam dużej butli kupionej na sporej promocji. W lipcowe upały zawsze miałam ją pod ręką. Ładnie koi, wycisza, ma dobry atomizer, chłodzi i daje poczucie dużego komfortu. Spryskiwałam nią twarz, ciało, stopy, włosy. Nigdy jej nie osuszam. Dla mnie to zbyteczne. Avene nadal jest na pierwszym miejscu, ale tą również mogę polecić.  


3. Dermalogica Age Smart Multivitamin Power Recovery Masque.
Miałam próbkę 15 ml. Starczyła mi na kilka tygodni. Wysoka jakość. Wielka przyjemność ze stosowania. Bomba antyutleniaczy. Duża zawartość silnie skoncentrowanych witamin A, B5, C, E oraz F. Ma działanie silnie nawilżające, rewitalizujące, naprawcze, odmładzające. Ujędrnia, uelastycznia. Powiem Wam szczerze, że spełnia dokładnie obietnice producenta. Już po pierwszym użyciu widziałam efekt i nawet na głos wykrzyknęłam: Wow! Rozjaśnia, ładnie napina skórę, wygładza drobne zmarszczki, zmniejsza widoczność porów. Buzia staje się pełna blasku, jakby młodsza, zdrowsza i pełna energii. Przy systematycznym stosowaniu efekt w ogóle nie znika. Dostrzegam ogromną różnicę między tą maską, a typowymi maskami drogeryjnymi. Niestety cena lekko zabija. Pełnowymiarowe opakowanie 75 ml kosztuje ok. 190 PLN. Baaardzo wydajna, ale jednak...Jak dorwiecie gdzieś próbki, miniaturki...bierzcie bez opamiętania:) Czasem markę Dermalogical można taniej spotkać na Truskawce.


4. Carea Płatki kosmetyczne z Biedronki. Wersja fioletowa Soft Touch.
Najlepsze i już. Lubiłam też te z Lidla, ale jednak stwierdzam, że biedronkowe są najlepsze. Zawsze kupuje fioletowe. Mięciutkie, nie za cienkie, nie za grube. Perforowane. Nigdy się nie rozwarstwiają. Tanie i znakomite. 


Najczęściej kupuję w dużych pakach po 3 "tuby". Wychodzi ekonomiczniej. Służą mi do demakijażu, toników, zmywania paznokci. Nie testuje już innych. Te w 120% spełniają moje oczekiwania.


Znacie te produkty? Co Was ostatnio urzekło kosmetycznie?

wtorek, 26 sierpnia 2014

Dermedic Angio Preventi Lekki krem ochronny maskujący rumień SPF 15. Recenzja.

Z opisu wywnioskowałam, że produkt dla mnie idealny. Mam skórę naczyniową, mocno rumianą, wrażliwą. Poza tym cenię dermokosmetyki i lubię markę Dermedic. Jak to wyszło "w praniu"? Zapraszam na recenzję.



Słowo od producenta


Skład


Opakowanie
Odkręcana tubka 45 ml. Zapakowana w kartonik. 


Cena
Ok. 17-20,00 PLN/45 ml. 

Gdzie kupić?
Tylko apteki. Zarówno stacjonarne jak i internetowe.

Zapach
Bardzo leciutki, delikatny. Przyjemny. 

Konsystencja
Typowo kremowa. Mimo informacji, że krem jest lekki, wg mnie idzie bardziej w kierunku gęstego, treściwego produktu.


Wydajność
Nie zużyłam jeszcze całej tubki. Ale jak do tej pory zauważam, że krem jest wydajny.

Moja opinia
  1. Powiem tak. Chyba spodziewałam się czegoś lepszego. Istnieje też wysokie prawdopodobieństwo, że produkt super spiszę się jesienią i zimą. Bardziej niż latem, kiedy to przyszło mi go testować.
  2. Przede wszystkim wg mnie nie jest lekki. Nie wchłania się błyskawicznie, ale też nie trwa to wieki. Zostawia na skórze delikatny film. Dla jednych może to być plus, dla innych minus. Czuć go na skórze. W upały nie było mi z tym dobrze. Na lato dla mnie za tłusty. Nawet na noc. Świeciłam się po nim dość szybko, mimo zapewnień producenta, że zawiera kompleks matujący. Tego nie zauważyłam. Być może wynika to z faktu, że mimo skóry mocno skłonnej do rumienia i naczyniowej, nie mam jej suchej.
  3. SPF 15. Z jednej strony fajnie, że jakiś filtr posiada. Z drugiej, w przypadku osób z trądzikiem różowatym, płytko unaczynionych, taka ochrona to zdecydowanie za mało. Szczególnie w miesiące wiosenno-letnie.
  4. Lekko zielonkawy kolor kremu, powoduje neutralizację zaczerwienienia twarzy, ale nie w sposób doskonały. Nie, nie mamy twarzy Kermita:) Nie bójcie się. Zielonkawy odcień nie jest totalnie widoczny. Maskowanie jednak rumienia odbywa się na poziomie średnim. Pierwsze 2 h jest ok. Potem niestety działanie słabnie.
  5. Twarz po nim jest miękka, miła w dotyku, gładka, całkiem dobrze ukojona. 
  6. Bardzo dobrze nawilża i łagodzi podrażnienia.
  7. Czy uszczelnia naczynia? Wierzę, że tak. Ciężko to jednak naocznie stwierdzić w 100%. Podczas jego stosowania moja naczynka były w normie. O zniknięciu pajączków itp. oczywiście wszyscy wiemy, że w przypadku żadnego kremu nie może być mowy.
  8. Wystarczy bardzo mała ilość by pokryć twarz. Przy grubszej warstwie, zaczyna się ciężko wchłaniać.
  9. Nie podrażnia, nie uczula. 
  10. Nie zapchał mnie.
  11. Nadaje się pod makijaż.
  12. Postanowiłam aktualnie zostawić go na zimę. Czuję, że wtedy sprawdzi się o wiele lepiej. Kremy o takiej konsystencji i działaniu super u mnie chronią skórę w mrozy i wtedy kompletnie nie przeszkadza mi warstwa jaką zostawiają na skórze. Lekkie przypudrowanie i wystarczy.
  13. Pewnie zrobię uaktualnienie tej recenzji podczas zimnych miesięcy. Bierzcie też pod uwagę, że ja naprawdę mam wysoce naczyniową skórę. Takie geny. Mało co ukrywa mój silny rumień. Przy mniejszym natężeniu problemu, produkt może być wystarczający, jeśli chodzi o maskowanie i samo działanie.
Dla kogo szczególnie? Dla kogo nie?
Dla osób preferujących dermokosmetyki. Szczególnie ze skórą suchą i wrażliwą. Będą z niego zadowolone osoby z lekkim rumieniem, czy też małym problemem naczyniowym. Jeśli przy tym lubicie czuć na buzi lekki film, to kosmetyk dla Was. 
Zdecydowanie bardziej na zimę niż lato.
Nie polecam osobom ze skórą tłustą. Chyba, że na noc. Wg mnie nie poradzi sobie z trądzikiem różowatym i go nie ukryje. Jest na to za słaby.


Podsumowanie
To nie jest zły produkt, ale ja wobec tego typu kremów mam bardzo wysokie oczekiwania. Ten ich do końca nie spełnił. Nie jest lekki, nie maskuje rumienia tak jak bym chciała, ale dobrze koi, wygładza i nawilża. Na moją opinię w dużej mierze pewnie wpłynęła pora roku, w jakiej go używałam. Jak na dermokosmetyk nie jest drogi. Pamiętajmy, że specyfiki na problem rumienia są zwykle dość kosztowne, a nawet 3-4 razy droższe często nie działają lepiej.
Update recenzji będzie w czasie lub już po zimie:)

Pozdrawiam!

piątek, 15 sierpnia 2014

Dermedic Hydrain3 Hialuro Koncentrat balsamu nawadniającego skórę. Recenzja.


Stosowałam ostatnie 3 miesiące. Co o nim myślę? Zapraszam do recenzji.



Skład


Opakowanie
Poręczna tuba 200 ml. Matowe tworzywo pozwala na bardzo łatwe wyciśnięcie produktu. Łatwo otwierane zamknięcie. Dodatkowo zabezpieczone folią. Dzięki temu wiemy, że nikt kosmetyku wcześniej nie otwierał.
Prosta i elegancja grafika. Mi się podoba.
Z tego co kojarzę występuje też w wersji z pompką i w pojemności 400 ml.


Cena
Ok. 25-27,00/200 ml. 

Gdzie kupić?
Tylko apteki. Zarówno stacjonarne jak i internetowe.

Zapach
Bardzo leciutki, orzeźwiający, delikatny. Typowy dla tej marki. Jakby troszkę ogórkowy....? Całkiem długo utrzymuje się na skórze i miło relaksuje.

Konsystencja
Gęsta, ale niezbita i nietłusta. Treściwa. O dziwo jednak balsam znakomicie się na skórze rozprowadza i wchłania natychmiastowo.


Wydajność
Bardzo wydajny. Nie trzeba dużo by dobrze nawilżył ciało. Z całą pewnością starczy Wam na długo.

Moja opinia
  1. Nie rozczarował mnie. Jestem bardzo zadowolona. Świetnie nawilża i wygładza. Moment i czujemy przyjemne ukojenie. Skóra staje się bardzo gładka, miękka i przyjemna w dotyku. Do tego stan ten trwa naprawdę długo.
  2. Ogromny plus za momentalne wchłanianie. Mimo swojej niewątpliwej gęstości, perfekcyjnie się rozprowadza. Nie zostawia nieprzyjemnej tłustej warstwy, nie jest lepki. Czuć odżywienie i nawilżenie, ale bez żadnego dodatkowego dyskomfortu. Nie brudzi ubrań.
  3. Nie mam odwodnionej skóry. Ale miałam jakiś czas temu przesuszone łydki. Dwie jego aplikacje i problem znikł zupełnie.
  4. Czuć, że nie działa tylko powierzchniowo. Mimo parafiny w składzie. Mi parafina nie szkodzi. Przy płytko unaczynionej skórze, jak moja, jest często wręcz wybawieniem.
  5. Stosując go na uda i pośladki zauważyłam większą elastyczność skóry i ujędrnienie, choć oczywiście nie jest to jakiś wielce wysoki poziom.
  6. Znakomicie sprawdził się jako krem do stóp i dłoni. Na noc szczególnie. Miałam go na kilku wyjazdach i zastąpił mi z powodzeniem 3 kosmetyki.
  7. Duży plus za mocznik w składzie i to całkiem wysoko.
  8. Wydajność to też zaleta tego produktu. Używam i używam, a końca nie widać.
  9. Dzięki swojemu dość neutralnemu zapachowi wg mnie przypadnie też do gustu mężczyznom.
  10. Jak na dermokosmetyk cena w porządku. Często marka dostępna jest też na sporych promocjach.
  11. Będzie rewelacyjny zimą, kiedy to skóra skłonna jest do większych przesuszeń. Czuję, że w czasie mrozów sprawdzi się dając przyjemne ukojenie. 
  12. Latem dzięki lekkiej woni, braku słodkości i orzeźwieniu, przyjemnie relaksował i gasił gorąc ciała. 
  13. Nie podrażnia, nie uczula.
Dla kogo szczególnie? Dla kogo nie?
Dla osób preferujących dermokosmetyki. Sprawdzi się przy suchych i odwodnionych skórach. Świetny nawet dla wyjątkowych wrażliwców. Będą zadowolone z tego balsamu osoby preferujące szybko wchłaniające się mazidła i Ci co lubią kosmetyki uniwersalne (ciało, dłonie, stopy). 
Jeśli produkt do ciała musi dla Was pachnieć mocno kwiatami, owocami itp. nie będziecie tu zadowoleni. Nie jest też on la tych, co unikają parafiny.

Podsumowanie
Bardzo dobry produkt. Cieszy mnie, że nie działa tylko doraźnie. Nawet jak nie użyłam go 2-3 dni pod rząd, skóra wyglądała na super nawilżoną, miękką i w świetnym stanie. Wg mnie przewyższa jakością typowo drogeryjne kosmetyki tego typu. Jednocześnie cena jest przystępna i adekwatna do tego, co otrzymujemy w zamian. Polecam. Zdecydowanie warty uwagi.


środa, 13 sierpnia 2014

Znudzeni #selfie? Poznajcie nowe pojęcie #friendsie #somersby. Któż mógłby je wymyślić, jak nie towarzyski Lord Somersby?

*Uwaga! Post przeznaczony dla pełnoletnich czytelników. 

Pamiętacie gdzie wypiliście swoje pierwsze piwo? Ja pamiętam:) Wakacje, Mazury, jezioro, namiot, wypad z przyjaciółmi. Za nic nie powiem Wam, ile wtedy miałam lat!:)



Czy lubię piwo? Ba, pytanie. Baaaardzo. Czasem pijam z sokiem, czasem bez. Musi być alkoholowe. Wybaczcie, ale bezalkoholowe nie przechodzi mi przez gardło. Jak mam takie pić, to już wolę wodę mineralną.

Piwo od zawsze kojarzy mi się z latem, wakacjami, wypoczynkiem, wolnością i błogim relaksem.

Oczywiście też z ludźmi...Ileż to nocy przed laty spędziłam na przyjacielskich pogaduchach z butelką zimnego piwa w dłoni...Planowaliśmy przyszłość, dyskutowaliśmy o marzeniach, dorosłości, ideałach, literaturze, muzyce, kinie...Łezka kręci się na wspomnienie tamtych czasów.

Kto wtedy myślał o "cykaniu" przy tym zdjęć typu "selfie"? Nikt. Po pierwsze nie mieliśmy telefonów komórkowych. Po drugie aparat w telefonie wydawał się czymś z pogranicza totalnej abstrakcji. Po trzecie internet miało wtedy tylko NASA:) Ale to co najważniejsze byliśmy razem, tu i teraz. Wszystko inne nie było istotne. Piwo, paluszki i przyjaciele z jakim można pogadać o wszystkim. Zbyteczne wydawało nam się komunikowanie światu o tym, gdzie jesteśmy, co robimy i pstrykanie sobie samotnych fotek twarzy. Słowo egocentryzm w zasadzie nie istniało.



A dzisiaj? Dzisiaj smak piwa jest dla mnie wspomnieniem tamtych czasów. Błogością i wytchnieniem po ciężkiej pracy. Cudownym ukojeniem pragnienia. Nawet jeśli tylko złudnym.

Cieszę się, że nadal mam tych samych przyjaciół sprzed lat. Wystarczy jeden telefon: Idziemy na piwo? I już jesteśmy w naszym ulubionym pubie. Śmiejemy się z "głupot" jakie czyniliśmy przed laty i bilansujemy rachunek naszych marzeń. 
Czasem robimy przy tym sobie wspólne zdjęcia, nigdy selfie. Znamy już pojęcie egocentryzmu, ale nadal nam z nim nie jest po drodze. 
Lord Somersby wyjaśnił mi ostatnio, że takie fotografie to #friendsie. Ok, niech będzie zatem #friendsie. Pewnie On wie lepiej, w koło przecież imprezuje z masą ludzi:) Jak zwał tak zwał. Jedno jest pewne, piwo zawsze smakuje lepiej z kimś! A wspólne zdjęcia dają więcej radości, zatrzymują miłe chwile i są świetną zabawą i pamiątką. A czym jest selfie? Chyba tylko uwiecznieniem, jaki aktualnie mam kolor szminki na ustach:) Kogo to będzie ciekawić za 10 lat??? Mnie samej na bank nie.



Ok Madzia, to gdzie te #friendsie z przyjaciółmi? W moich prywatnych zbiorach. Gdzie miały by być? Na blogu? Zdecydowanie nie. Moja prywatność jest tylko moja. A prywatność przyjaciół to prawdziwa świętość! My tacy nie z tej epoki jesteśmy... Mam nadzieję, że Lord Somersby się nie obrazi? Przysłał mi świetną paczkę. Z racji nieobecności w domu, przejął ją sąsiad. Jak dobrze, że nie wiedział, co jest w środku...Inaczej pewnie karton odebrałabym pusty:)
Potem przesyłką zajął się Frodo. Obowiązkowa asysta przy otwieraniu i obwąchiwanie każdego elementu. Normalka. Kiedy stwierdził, że to nic dla niego. Poszedł rozczarowany smacznie spać na fotel. 



W pudełko eko z piękną zieloną kokardą znalazłam 4 butelki Somersby i uchwyt friendsiemakera. Świetna rzecz. Poręczny statyw z teleskopową wysuwaną rączką na ponad metr długości. Jak Lord na to wpadł to nie wiem, ale wynalazek jest znakomity! Już wiele razy był w użyciu.



Jabłkowa wersja Somersby poszła migusiem tego samego wieczoru. Kolejne trzy butle pojechały z nami następnego dnia poza miasto. 



Tak sobie myślę, że chyba wolę jeżynowe...I najlepsze jest dokładnie tak, jak informuje etykieta. Dobrze schłodzone + kostki lodu. Wtedy jest mniej słodkie, a dla mnie to duży plus. I to cudowne wytchnienie w czasie aktualnych upałów...Chwilo trwaj!



Chcecie być też obdarowani? Nie jesteście takimi "dzikusami":) jak ja i lubicie wklejać w sieci zdjęcia ze swoimi znajomymi, przyjaciółmi, bliskimi? Oznaczcie je koniecznie podpisem #friendsie i #somersby. Lord jest hojny. Będzie monitorował sieć, wychwytywał zdjęcia otagowane #friendsie, #somersby i wysyłał nagrody niespodzianki. Widoczne będą dla niego wszystkie zdjęcia z Twittera, Instagramu oraz te, które na Facebooku zostały opublikowane jako posty publiczne. Zapraszam do zabawy! Czemu nie mielibyście spróbować?

Możecie też zdobyć podwójne zaproszenie na imprezę Party Like a Lord by Somersby. Szczegóły na stronie http://www.somersby.pl.

A Wy lubicie wspólną zabawę przy piwie i pełne uśmiechu fotografie z przyjaciółmi zwane od dziś #friendsie?:)

wtorek, 12 sierpnia 2014

Generalnie za niebieskim to ja nie przepadam:) Hybryda w kolorze indygo/kobalt.

To dlaczego zapodałam sobie taki manicure na paznokcie? Zwyczajnie miałam już "wszystkie" kolory shellaca na pazurkach, więc zostały mi chyba tylko niebieskości:)
Nie przepadam za nimi. Czuję, że do mnie nie pasują. Często balansują na granicy kiczu. Ale o dziwo ten odcień polubiłam. Wcale mi się nie znudził i pewnie jeszcze do niego wrócę.


Wg mnie to taki nieoczywisty niebieski. Towarzyszył mi na krótkim urlopie i cieszył oko. 
Taki w sumie kobalt...Albo indygo?:) Podobno bardzo modny w tym sezonie, głównie w odzieży i dodatkach.


Lakier to Gelish Harmony. Manicure wykonywałam u kosmetyczki.

Zdjęcia średnie, wiem. Nie miała jednak okazji wykonać fotografii w świetle dziennym. Ostatnio wychodzę z domu o świcie i wracam, kiedy na niebie królują gwiazdy. 

Wiem, że jest wiele fanek blue na pazurkach. Należycie do nich?

Pozdrawiam!