czwartek, 26 listopada 2015

Wygraj zestaw kosmetyków! Rozdanie na moim fanpage do 30.11.2015.

Zapraszam Was na moje facebookowe rozdanie. Do wygrania zestaw 8 różnych kosmetyków, jak na zdjęciu. Zabawa trwa do końca poniedziałku - 30.11.2015Pamiętajcie, że kto nie próbuje, nigdy nie wygrywa:) Zajrzyjcie na mój fanpage, gdzie podane są wszystkie informacje. Powodzenia!



poniedziałek, 23 listopada 2015

LE'MAADR Krem do cery naczyniowej z komórkami macierzystymi. Rumień ukojony, naczynka nie krzyczą ratunku! Recenzja.



Zużyłam do samego końca. Towarzyszył mi przez kilka ostatnich miesięcy. Pora na recenzję.


Zmniejsza zaczerwienienie skóry, poprawia kondycję naczyń.
• poprawia ogólną kondycję skóry, wzmacnia strukturę jej poszczególnych elementów
• wzmacnia i zwęża naczynia krwionośne, uszczelnia ich ściany
• zmniejsza zaczerwienienia

Dzięki zawartości Citrustemu pozyskiwanego z komórek macierzystych pomarańczy, zwiększa ekspresję genów odpowiedzialnych za poprawę struktury matrycy pozakomórkowej czyli reorganizuje i przywraca gęstość strukturze skóry właściwej zwiększając syntezę składników tworzących matrycę pozakomórkową. Poprawia się ogólna kondycja skóry, wzmacnia struktura jej poszczególnych elementów, zwiększa synteza kolagenu i elastyny.
Poprawia kondycję naczyń krwionośnych, uszczelnia je i zwężą dzięki zawartości ekstraktów z liści miłorzębu japońskiego (Gingko biloba), kasztanowca zwyczajnego (Aesculus hippocastanum) oraz oczaru wirginijskiego (Hamamelis virginiana). 
Humektanty i emolienty zapewniają skórze odpowiednie nawilżenie. 
Zawiera substancje czynne mające działanie przeciwzapalne, przeciw wysiękowe, zmniejszają one również zaczerwienienia skóry.

Sposób użycia: Stosować dwa razy dziennie: rano i wieczorem. Nanieść na skórę twarzy.

Skład
  


Opakowanie
Tubka 40 ml. Zapakowana w kartonik. Miękkie tworzywo łatwo wydobywa krem do samego końca.

Cena
Bez promocji ok. 59 PLN/40 ml.

Gdzie kupić?
Tylko apteki. Sieciówki jak np. SuperPharm, ale też mniejsze osiedlowe. Listę miejsc znajdziecie na stronie dystrybutora InfoPlus.

Zapach
Bez zapachu.

Konsystencja
Bardzo lekka. Przyjemna. Nietłusta. Kosmetyk błyskawicznie się wchłania.

Wydajność
Krem jest bardzo wydajny. Używany 2 razy na dzień spokojnie starczy na 3 m-ce, a nawet ponad.

Moja opinia 
  1. Jestem pod dużym wrażeniem. Pierwszy krem, po nastu latach stosowania przeróżnych, który rzeczywiście zmniejsza rozległe zaczerwienienia skóry i rumień. Dosłownie kilka sekund i twarz staje się cudownie blada, jednolita, nie płonie ogniem. Marzenie każdej osoby z taką cerą jak ja. "Naczynkowcy" pewnie doskonale wiedzą, o czym mówię.
  2. W miarę regularnego stosowania zauważyłam znaczne uspokojenie moich naczynek. Stały się mniej widoczne, jakby uśpione. Wyraźnie się zwęziły. Prawie w ogóle nie doskwierał mi rumień, nawet w sytuacjach stresowych, podczas zmiany temperatury, po wypiciu lampki wina itp.
  3. Stosując go na noc budziłam się z jasną skórą o wyrównanym kolorycie. 
  4. Aplikując na dzień miałam duży komfort, że skóra przez wiele godzin będzie wyglądać dobrze, jasno, świeżo, bez czerwonych plam. Często dzięki niemu rezygnowałam z podkładu. Rumień nie pojawiał się lub był nikły.
  5. Idealny pod makijaż. Wchłania się szybko. Nie tłuści, nie lepi się. Jest świetną bazą pod podkład. Tworzy na skórze lekki półmat. Dla osób o wybitnie suchej skórze może to być minus. Ja ten efekt lubię, gdyż moja skóra jest tłusta.
  6. Łagodzi, koi, wycisza. Sprawia, że twarz staje się gładka i miła w dotyku.
  7. Nie roluje się. Świetnie współgra z kolorówką.
  8. Nawilża w stopniu dobrym, ale nie rewelacyjnym. Potrzebowałam raz/dwa na tydzień na noc zamieniać go z bardziej bogatszym kremem.
  9. Dla wielu osób na noc może być zbyt lekki. Szczególnie przy cerze mocno odwodnionej, bardziej dojrzałej, potrzebującej dodatkowego natłuszczenia. Polecam wtedy stosować go tylko na dzień lub na dobre serum.
  10. Nie podrażnia. Aplikowałam często pod oczy i zero podrażnienia.
  11. Nie zapycha, a mam do tego dużą skłonność. Wg mnie nawet reguluje wydzielanie sebum. Moja skóra znacząco mniej się przetłuszczała podczas jego używania. Nie pojawiały się żadne krostki, pryszcze itp.
  12. Lekko napina. Dzięki temu zmarszczki są mniej widoczne. Skóra wygląda na zdrowszą, wypoczętą, jędrniejszą i bardziej elastyczną.
  13. W czasie mrozów może być zbyt słabo ochronny. Tak przynajmniej mi się wydaje. Nie stosowałam go jednak przy minusowych temperaturach, więc to tylko przypuszczenia.
  14. Świetny na lato/wiosnę przez to, że bardzo lekki.
  15. Szkoda, że nie zawiera żadnego filtra:(
  16. Nie jest powszechnie dostępny. Wiem, że wiele osób ma trudność z dostaniem tej marki.

Dla kogo szczególnie? Dla kogo nie?
Zdecydowanie dla osób z dużym problemem naczyniowym i cierpiącym na rumień. Jeśli dodatkowo Wasza skóra jest tłusta, normalna - strzał w dziesiątkę. Znakomity dla preferujących lekkie, szybko wchłaniające się specyfiki. Będą z niego zadowoleni, Ci którzy nie lubią kremów tłustych i gęstych. Polecam szukającym produktów bezzapachowych, dla wrażliwców, alergików. 
Może być niewystarczająco nawilżający dla posiadaczy cery odwodnionej, mocno przesuszonej. Jeśli lubicie czuć na policzkach film, jakąś warstwę, poślizg - tu tego nie znajdziecie.

Podsumowanie
Dla mnie znakomity. Uwielbiałam po niego sięgać. Nigdy mnie nie zawiódł. Żaden krem do cery naczyniowej nie robił tyle co ten. Pierwszy, który skutecznie na wiele godzin zdejmował z twarzy rozległe zaczerwienienia i pozwalał cieszyć się bladą skórą. Tubkę skończyłam około tygodnia temu. Nadal widzę rezultaty działania kremu. Skóra ma się świetnie. Zdaje sobie jednak sprawę, że nie będzie to wieczne. Płytkounaczynienie, rumień i problem z naczynkami to u mnie kwestia genetyczna. Po odstawieniu tego produktu, efekt nie będzie utrzymywał się w nieskończoność. Potrzeba stałego stosowania i dlatego myślę, że niedługo pojawi się u mnie drugie opakowanie.
Jeśli macie cerę podobną do mnie, szczerze polecam.


Słyszeliście o tej marce? Są w śród Was osoby cierpiące na nadreaktywność naczynek? Jak sobie radzicie z tym problemem?

poniedziałek, 16 listopada 2015

Masło Shea-Karite. Co to jest? Skąd pochodzi? Jak używać? Dlaczego warto mieć? Które najlepsze? Gdzie kupić? Recenzja.


Co to jest masło shea? Dlaczego tak cenne? Zapach, konsystencja.
Otrzymuje się go z orzeszków drzewa masłowego, które w naturalnych warunkach rośnie w Afryce. Orzechy zbierane są ręcznie i zawierają bardzo dużo tłuszczu. Bogate jest w witaminy F i E. Zawiera także naturalną allantoinę, prowitaminę A, fitosterole, nasycone i nienasycone kwasy tłuszczowe, woski.
Posiada delikatny korzenno-drzewny zapach z nutą orzechów. Ja tę woń bardzo lubię. Choć wiem, że nie wszystkim się podoba.
W niskiej temperaturze ma postać stałą. Jest dość twarde i gęste. Pod wpływem ciepła pięknie rozpuszcza się i łatwo rozprowadza po skórze i włosach. Przy tym nie tłuści okrutnie jak oliwa czy smalec.

Jak powstaje mało shea? Pochodzenie, produkcja. Złoto kobiet Afryki.
Zainteresowała mnie kiedyś historia pochodzenia tego uniwersalnego kosmetyku, ale także sam proces powstawania. To bardzo ciekawe i ściśle związane z kulturą Afryki i mieszkającymi tam kobietami. Nie ma czegoś takiego jak plantacje drzew masłowych. Drzewa karite owocują dopiero po 30 latach. Najlepsze plony zbiera się w 50 roku. Nikomu by się nie opłacało sadzić je, jak u nas jabłonie, i czekać tyle czasu na zbiory. Rosną naturalnie w buszu. Dojrzałe owoce spadają z drzew i stamtąd są zbierane przez afrykańskie kobiety. W pocie czoła, w przeraźliwie wysokich temperaturach, często boso i z dziećmi na rękach, wyruszają one o świcie w poszukiwaniu tych roślin. Odległości często wynoszą do kilkunastu kilometrów w jedną stronę. Wszystko to na pieszo. Gdy kosze z owocami ważą około 40 kg, Afrykanki wracają wieczorem do swoich wiosek. Często jedzą tylko jeden posiłek dziennie. 
Pozyskanie masła z orzechów jest żmudne. Trwa około 20 godzin. To bardzo ciężka praca, wykonywana w dużej mierze ręcznie. Warto wiedzieć, że z 15-20 kg orzechów uzyskuje się zaledwie 1-2 kg karite. Dla kobiet z Ghany, Nigerii, Mali to często jedyne źródło utrzymania. Biorąc jednak pod uwagę ich wkład pracy i wysiłek, pieniądze jakie uzyskują ze sprzedaży masła shea, są baaaardzo znikome. 

Obejrzyjcie proszę dwa krótkie filmiki na ten temat. Najpierw o pozyskiwaniu owoców, potem o samej produkcji masła. 



Ten kosmetyk jest znany przez Afrykanki od setek lat. Ich skóra pokazuje, jak jest znakomity. Używają bowiem tylko shea, nie mają dostępu do innych produktów, a ich ciała znacznie lepiej są nawilżone i bardziej gładkie niż ciała nas kobiet Zachodu.

Dlaczego warto kupić? Jak go używam? Za co lubię i cenię?
Występuje w bardzo wielu kosmetykach. Stało się niezwykle popularne i pożądane przez Klientów. Moim jednak zdaniem znacząco lepiej jest kupić czyste w 100% organiczne masło karite, niż szukać go w produktach, jako jeden z wielu składników. Nie jest drogie, wydajne, łatwo dostępne i uniwersalne. Lepsze jakościowo niż setki drogich pudełek, pudełeczek, butelek, tubek dostępnych w drogeriach i perfumeriach. Stosuje od nastu lat. Zawsze mam w domu. Jedno pudełko tego cuda może spokojnie zastąpić tuzin innych produktów!

  1. Idealny jako balsam do ciała. Świetnie nawilża, natłuszcza, zmiękcza i wygładza skórę. Łagodzi podrażnienia, koi, wycisza
  2. Uwielbiam go nanosić na stopy i dłonie. Gruba warstwa na noc pobija wszelkie maski i kremy.
  3. Pięknie nawilża i zmiękcza skórki koło paznokci.
  4. Migiem radzi sobie z przesuszoną skórą na łokciach, kolanach i innych newralgicznych miejscach.
  5. Stosowany regularnie po około 7 dniach poradził sobie z zapaleniem okołomieszkowym na moich ramionach. Nigdy później nie wróciło.
  6. Przyspiesza gojenie odcisków, odparzeń. Skuteczny w obtarciach na stopach np. po niewygodnych butach.
  7. Łagodzi ukąszenia owadów. Np. w przypadku komarów nie mamy odruchu drapania się, a bąble szybciej znikają.
  8. Jest świetnym kremem do twarzy. Nie tylko dla cer suchych. Nie zapycha, nie tłuści przesadnie. Znakomite przy kuracjach trądzikowych, zabiegach dermatologicznych. 
  9. Ma właściwości antybakteryjne i przeciwzapalne. Ranki po pryszczach szybciej po nim znikają.
  10. Nawilża twarz, chroni przed wiatrem, mrozem i innymi czynnikami zewnętrznymi. Nie u każdego może sprawdzić się pod makijaż. Polecam wtedy stosować na noc. Dla skór atopowych, odwodnionych, alergicznych, bardzo wrażliwych, naczyniowych, skłonnych do rumienia - może okazać się wybawieniem.
  11. Rekomenduje jako bariera ochronna w czasie mrozów. Niezbędnik podczas wyjazdów na narty. Nic tak dobrze, że nie zabezpiecza polików i nosa, gdy szusujemy po stokach.
  12. Dzięki witaminie A i E działa przeciwzmarszczkowo. Opóźnia efekty starzenia. Ujędrnia, regeneruje, odżywia. Zdecydowanie to dostrzegam.
  13. Sprawdził się jako balsam po depilacji. Łagodzi podrażnienia. Podobno zapobiega również wrastaniu włosków. Sama nie mam tego problemu, więc powtarzam tu tylko opinię innych.
  14. Od czasu do czasu używam również do kąpieli. Dwie grudki do wanny z wodą, a skóra potem nie wymaga żadnego balsamu. Ciało jest nawilżone, gładkie, pachnące i niesamowicie miękkie.
  15. Wypróbujcie także na usta. Już po kilku sekundach zobaczycie jak cudownie działa na wargi.
  16. Okazał się nie raz ratunkiem po oparzeniach słonecznych.
  17. Odkryciem dla mnie było zastosowanie masła karite jako kremu pod oczy. W awaryjnej sytuacji zaaplikowałam i odkryłam, że działa cudownie. Kompletnie nie podrażnia, w jedną noc przywraca okolicom oczu właściwą równowagę wodną. Skóra jest ładnie napięta, zregenerowana, zdrowsza i jaśniejsza. Dużo częściej go stosuje pod oczy niż tradycyjne kremy. Jedynie na dzień, jeśli się malujemy, nie będzie dla wszystkich dobrym rozwiązaniem.
  18. Wcierane w skórę potrafi przyjemnie rozgrzać. Wprowadza w stan głębokiego relaksu, ukojenia. Odstresowuje, wycisza. Działa na nasze zmysły i psychikę bardzo pozytywnie.
  19. Szybko się wchłania. Nie tłuści, nie lepi się, nie tworzy nieprzyjemnej warstwy.
  20. Ma naturalną ochronę przeciwsłoneczną. Niską (na poziomie 2 SPF), ale zawsze.
  21. Często potrafię przez cały tydzień używać tylko jego, nie aplikując poza środkami myjącymi, żadnego innego kosmetyku. Z rezultatów jestem bardzo zadowolona.
  22. Podczas urlopów zdarzało mi się zabierać tylko jego jako balsam do ciała, krem do twarzy, dłoni, stóp. Bagaż mniejszy i lżejszy. Do tego cała pielęgnacja - naturalna i szybsza.
  23. Warty do wypróbowania w domowych peelingach.
  24. Idealne do masażu ciała.
  25. Wskazane podczas kataru. Działa na często wycierany podrażniony nos jak łagodzący plaster. 

Więcej właściwości. Tak nie stosowałam, ale inni polecają. 

  1. Podobno znakomicie działa na włosy. Nawilża, dba o końcówki. Nadaje połysk i gładkość. Ułatwia rozczesywanie. Muszę kiedyś spróbować.
  2. Słyszałam, że dba o skórę głowy w przypadku łupieżu, natarczywego swędzenia i łuszczenia.
  3. Polecane atopowcom i alergikom. W ogóle nie uczula.
  4. Regeneruje skórę nawet przy rozległych oparzeniach skóry.
  5. Bezpieczne dla kobiet w ciąży i karmiących.
  6. Można aplikować od 1 dnia życia dziecka.
  7. Przyspiesza gojenie wszelkich ran.
  8. Zapobiega rozstępom
  9. Pomaga w walce z cellulitem.
  10. Dzięki swojemu zapachowi może być stosowane przez mężczyzn. Np. po goleniu, również na stopy, dłonie. Nie pachnie kwiatami, ani niczym ściśle podobającym się głownie kobietom.
  11. Mówiono mi, że świetnie konserwuje skórzane torebki i buty. Trzeba sprawdzić. Jak widać ma także działanie poza kosmetyczne:)

Które najlepsze?
Najlepsze masło karite to nierafinowane, tłoczone na zimno i nie filtrowane. W 100% naturalne, organiczne i pochodzące prosto z Afryki. Tzw. masło surowe. Do Polski głownie sprowadzane z Ghany.  Nie radzę kupować rafinowanych. Jakość zdecydowanie gorsza. 

Gdzie kupić?
Najwyższej jakości masła shea nie są dystrybułowane w pięknych opakowaniach przez znane marki. W drogeriach ich nie znajdziecie. Nie ma jednak trudności z kupieniem tego produktu w Polsce. Jest sporo bezpośrednich małych importerów, którzy sprowadzają złoto Afryki do naszego kraju, kupując je bezpośrednio w plemiennych wioskach. 
Są to też rodziny, pochodzące z Afryki, które zajmują się sprzedażą tego cuda. Przywożą je do naszego kraju prosto z produkcji. Tak np. jest z polsko-ghanijskim małżeństwem, które prowadzi stronę Masło Shea i sklep online Duafe. Mają też fanpage na FB - Organiczne Masło Shea. Znalazłam ich w sieci. Nie są moimi znajomymi, nie płacą mi za reklamę, współpracę itp. O moim poście nic nie wiedzą. Sprzedają czyste, organiczne, nieprzetworzone masło karite najwyższej jakości. 

Ciekawa jest również strona na FB: Wisdap - Kobiety w Ghanie, którą prowadzi organizacja pozarządowa. Wspiera ona pomoc kobietom afrykańskim i promuje wytwarzane przez nie produkty, polecając zakupy w sklepie Dermisja.

Oczywiście produkt ten znajdziecie także w większości sklepów/stoisk z naturalnymi kosmetykami, zielarniach itp., stronach typu Zrób Sobie KremBiochemia Urody czy EkoSpa. Mnogość ich na rynku. 
Polecam szczególnie jednak inny sklep: Stragan Zdrowia. Bardzo często robię w nim zakupy. Za jednym zamachem mogę nabyć tam naturalną żywność oraz naturalne kosmetyki. Mają bogaty asortyment i przystępne ceny. Shea Butter też tam znajdziecie. Koniecznie zajrzyjcie.

Swego czasu masło to kupowałam często na Allegro. Jak np. to ze zdjęć w tym poście. Postanowiłam teraz jednak nabywać go wyłącznie u bezpośrednich "przewoźników", małych importerów (oni też często sprzedają na Allegro). Widzę bowiem różnicę w tych masłach jeśli chodzi o świeżość, kolor, zapach, naturalność. Poza tym chciałabym wspierać małe biznesowe inicjatywy, wcale nie nastawione tylko na zysk (choć wiadomym jest, że każdy ma prawo zarabiać na swojej pracy), ale także związane z historią miejsca, gdzie ten produkt powstaje i identyfikujące się z kobietami Afryki, ich historią, kulturą. Tak, ma to u mnie pewien wymiar ideologiczny i wcale się tego nie wstydzę. Praca tych kobiet, ich życie to coś naprawdę pasjonującego, niedocenianego, godnego naszej uwagi. Skomplikowane laboratoria, maszyny produkcyjne i całe zaplecze wielkich koncernów kosmetycznych mało wydają się ciekawe w porównaniu ze Złotem kobiet Afryki.
Swoją drogę marzy mi się wyprawa do Ghany... 


Ile kosztuje?
W zależności od dostawcy ceny są różne. Za mniej więcej 200 g zapłacimy od 15-30 PLN. Pojemności słoiczków są większe i mniejsze. Na Allegro sporo sprzedawców wystawia masło karite dużo taniej.

Nigdy się nie traci ważności! Jak przechowywać?
To jest rzadko spotykane. Surowe organiczne masło shea nie ma terminu przydatności. Nigdy się nie psuje! Nie potrzebuje być jakoś specjalnie przechowywane. Wystarczy temperatura pokojowa. W upały można schować do lodówki. Radzi się nie wystawiać go na długotrwałe działanie światła. Może służyć nam przez lata i cały czas będzie znakomite. 
Czasami na słoiczkach widnieje data ważności, ale wynika ona głownie z wymogów prawa, albo z wątpliwego pochodzenia zawartości.

Czy jest wydajne?
Niesamowicie. Około 150 g starcza mi na ponad rok. Wiadomo jednam, że to zależy od tego jak często go stosujemy, do jakich celów i dla ilu osób.


Mam nadzieję, że przekonałam Was do spróbowania. Może macie swoje patenty na ten kosmetyk? Dajcie znać.

 

niedziela, 15 listopada 2015

Wyprzedaż blogowa kosmetyków. UD Naked 2 na sprzedaż.

Postanowiłam pozbyć się kilku rzeczy. Wszystkiego mam za dużo, a kosmetyków tym bardziej.
Może coś Wam potrzeba? Zapraszam do zakładki Sprzedam. W miarę porządkowania szuflad, kolekcja rzeczy będzie się powiększać.


Pozdrawiam!

piątek, 13 listopada 2015

Denko kosmetyczne. Recenzje 20 produktów pielęgnacyjnych. Evrēe, Fa, Sylveco, Pharmaceris T, Sanex, Lush, Verona, Isana, Avene, Floslek, Alverde, Perfecta...

Większość świetna. Jest jednak kilka wpadek. Chętnie dowiem się, czy znacie te produkty i co o nich myślicie?


Znakomity kosmetyk. Nie spodziewałam się, że krem kupiony na promocji za około 6 PLN, może okazać się tak wyśmienity. Pielęgnuje, odżywia, długotrwale nawilża. Skóra dłoni staje się miękka, gładka, przyjemna w dotyku. Bardzo porządny krem. Do tego tani i wydajny. Gęsty, ale wchłania się szybko. Zero lepkości, tłustej warstwy itp. Na zimę - ideał. Przyjemny zapach. Same plusy. Nawet przy bardzo zniszczonych dłoniach, migiem je regeneruje i ochrania przed czynnikami zewnętrznymi. Dobry skład, łatwa dostępność. Nie znajduje minusów. Z całą pewnością sięgnę po inne wersje. Ulubieniec ostatnich miesięcy. 

Prawie dwa lata temu używałam i sięgnęłam ponownie. Lubię i jak widać wracam. Znalazł się w ulubieńcach stycznia 2013, gdzie więcej o nim poczytacie. Delikatny i skuteczny, niesamowicie wydajny. Pięknie pachnie rumiankami i ma dobry skład. Można spokojnie nim myć oczy. Zmywa świetnie cały makijaż. 


To również powrót. Jeden z ulubionych żeli pod prysznic. Moja 2 lub 3 butelka. Przepiękny zapach i dużo olejków w składzie. Kąpiel z nim do czysta przyjemność. Nawilża i lekko natłuszcza ciało. Zero wysuszenia. W połączeniu z wodą tworzy na skórze cudowny myjący krem. Kocham. Opisałam go szczegółowo w ulubieńcach maja 2014. Zajrzyjcie, proszę.

Warta zakupu. Nieziemski zapach, super działanie. Włosy po niej rozczesują się błyskawicznie. Są gładkie, lśniące, zdyscyplinowane. Świetnie radzi sobie z moją skłonnością do puszenia się fryzury. Musiałam jednak aplikować odżywki niewiele. Gdy przesadziłam, szybciej kosmyki stawały się tłuste. Być może dlatego, że produkt dedykowany jest włosom suchym i zniszczonym. Ja takich nie mam. Dlatego minimalna ilość jest dla mnie wystarczająca. Bardzo ją polubiłam i szczerze polecam.


Teraz będzie konstrowersyjnie. Ten micel jest niezwykle wychwalany. To nie jest zły produkt, ale mnie nie ujął. Zmywa twarz dobrze, ale nierewelacyjnie. Z prostym makijażem oczu (bez eyelinera - mam makijaż permamentny) radził sobie słabo. Musiałam poprawiać Biodermą. Nie jest wydajny. Lekko się pieni, co mnie okrutnie denerwuje. Na domiar złego śmierdzi starą PRL-owską apteką. Znam doskonale ten zapach, gdyż jako dziecko wiele godzin spędzałam w takiej aptece, gdzie pracowała moja babcia. Do tej woni można się z czasem przyzwyczaić, ale to nie jest nic przyjemnego. Walorem jest fakt, że kompletnie nie podrażnia, jest łagodny, dodatkowo koi i nawilża, ma dobry skład. Bioderma nadal jednak zostaje moim nr 1. Ponownego zakupu Sylveco nie będzie.

Polecam gorąco. Świetnie oczyszcza. Pozwala trzymać cerę w ryzach. Łagodnie złuszcza i niweluje część zaskórników. Już po tygodniu widziałam na mojej twarzy rozjaśnienie, mniejsze wydzielanie sebum, czułam także przyjemną gładkość. Rekomenduje go nie tylko osobom, które borykają się z trądzikiem czy cerą tłustą. Każda skóra, nawet sucha, ulega zanieczyszczeniom i ma od czasu do czasu krostki, wypryski. Ten płyn szybko je niweluje, przyspiesza też gojenie ran, zadrapań itp. Kwas migdałowy działa cuda, do tego jest bezpieczny. Świetny wstęp do zastosowania mocniejszych kwasów lub ich uzupełnienie. 2% to niewiele, ale na początek będzie dobrym wyborem. Dodatkowym plusem jest to, że nadaje się do nawet najbardziej wrażliwych cer np. naczyniowych. Może też być używany w upały. To rodzaj kwasu, który nie wchodzi w reakcje ze słońcem. Razem z kremem 5% lub 10% z tej serii tworzy świetny duet. Będzie kolejna butelka.

7. Neutral Szampon przeciwłupieżowy.
Nie mam łupieżu i w tej kwestii wypowiedzieć się nie mogę o działaniu tego szamponu. Natomiast będę go wychwalać za świetny poziom oczyszczenia. Włosy po nim były niezwykle sypkie, długo świeże. Kompletnie bezzapachowy, może spodobać się mężczyzną. Duża wydajność i całkiem dobry skład. Jeszcze do niego wrócę.

Rozczarował. Zbiera dobre opinie. Kupiłam na promocji, ale nie zdał egzaminu w upały. Pewnie zimą przeszedł by test pozytywnie, ale źle trafił. Powyżej 30 stopni wymiękł. Ogólnie coś mi w nim nie grało. Nie czułam się z nim super komfortowo. Nawet gdy temperatury spadły poniżej 20 stopni. Niewydajny. Dziwny jakiś. Znam tańsze i dużo lepsze.


Zużyłam dwa te szampony. Pokazuje metalowe opakowanie, gdyż kostki znikły podczas mycia, wiadomo.
Lawendowo-rozmarynowy, dobrze oczyszczający. Przeznaczony głównie do szybko przetłuszczającej się skóry głowy. Relaksuje, wybornie pachnie, czyści na błysk. Włosy są puszyste, lśniące, zdrowe. Efekt znakomity. Ze względu jednak na silne działanie oczyszczające, nie polecam do częstego używania. Można przedobrzyć. Zdaje się nigdy nie kończyć. Wydajność ogromna. Daje gęstą pianę. Doborowy na wyjazdy. Zajmuje mało miejsca i prawie nic nie waży. Nie ma obawy, że nam się wyleje w bagażu. Nie mogę tego powiedzieć na 100%, ale wydaje mi się, że nie będzie odpowiedni dla włosów farbowanych. Może przyspieszać wypłukiwanie farby. Aktualnie mam włosy naturalne i dla mnie nie było z tym problemu, ale słyszałam takie głosy i skłaniam się ku temu, że mogą być słuszne.

10. Lush Ultimate Shine Nabłyszczający szampon w kostce.
Nie wiedziałam, że szampon może nadawać tak piękny połysk. Włosy lśnią, efektownie odbijają światło. Wyglądają na zdrowsze. Jak z reklamy. Serio, serio. Ma drobinki brokatu, ale są one bardzo dobrze zmielone. O dyskotekowej kuli zamiat głowy nie może być mowy. Widok błyskawiczny i porządany przed ważnym wyjściem, imprezą. Podobnie jak powyższa kostka, starcza na długo i sprawdzi się w podróży. Szerszego działania nie zauważyłam. Niestety może przetłuścić kosmyki. Szybciej po nim myłam głowę, niż po innych. Mimo wszystko polubiłam i chętnie aplikowałam raz na jakiś czas. Szukałam go na brytyjskiej stronie Lush'a i nie znalazłam. Chyba nie jest już dostępny.

11. Oriflame Hand Treatment Mask Maska do dłoni.
W ciągu kilku lat zużyłam kilka opakowań. Nie wiem nawet czy nadal jest w sprzedaży. Jestem zakochana w tym zapachu. Cudnie migdałowy. Używałam na noc jako krem lub grubszą warstwę jako maska. Kładziesz to przed snem, a rano budzisz się z dłońmi księżniczki. Delikatne, gładkie, niesamowicie nawilżone. Aż chce się je w koło dotykać. Starcza na wiele miesięcy. Relaksacyjna i dobrze pielęgnująca. Faworyt od lat w pielęgnacji dłoni. Lubię również tradycyjne kremy w tubkach z tej serii. 


Wszystko by było ok, ale czy to musi tak śmierdzieć? Dostałam na spotkaniu blogerów urodowych w Jastrzebiej Górze. Kosmetyk nowy, świeży, prosto od producenta. Poza tym to nowość i nie mógł stać na półce sklepowej milion lat świetlnych. Woń jest okrutna. To jakby zebrać 30 par brudnych skarpet noszonych cały dzień przez pracowniów fizycznych. Wrzucić je do wody i zagotować, a następnie powstały "wywar" schłodzić. Dramat. Za każdym razem to czułam i w miarę upływu czasu mój nos w ogóle się nie przyzwyczajał. Poza tym dużym minusem, dobrze zmywa twarz i oczy. Nie podrażnia. Odrobine się lepi, ale można to przeboleć. Ujędrnienia nie zauważyłam. Nie wysusza, lekko koi, rozjaśnia. Ale ze względu na skarpety...powtórki u mnie nie doczeka.

13. Isana Rasier Schaum Pfirsich Brzoskwiniowa Pianka do golenia dla kobiet.
Koszmar. Trafiła kiedyś w poście do totalnych bubli. Była swego czasu na nią moda. Wszyscy się zachwycali. Dla mnie to jakieś nieporozumienie. Zapach sztuczny, chemiczny, odpychający. Wydajna niezwykle i tania, ale do bani. Wychodzi gęsta piana, a po 2 sekundach na nogach znika. Wcale nie ułatwia golenia. Każdy zwykły żel pod prysznic robi to lepiej. Nie nawilża, nie koi. Zero działania. Męczyłam się z nią. Trafiła w róg szafki, potem w czasie porządków okazała się przeterminowana i skończyła w koszu.

Stosuje od nastu lat. KWC. Niepamiętam ile zużyłam butelek. Ale zapewne ponad 15. Nie znam lepszej. Dla mnie niezbędnik przez cały rok. Uniwersalna. Docenią ją głównie osoby z często "płonącymi" policzkami, wrażliwcy i naczyniowcy. Trafiła do ulubieńców lipca 2013, gdzie szerzej omawiam moją miłość do niej i zastosowanie. Zajrzyjcie koniecznie.


Recenzowałam ją w notce z 2012. Zdanie pozostaje niezmienne. Bardzo dobra polska maseczka do cery naczyniowej. Skuteczna, tania, spełnia większość obietnic producenta. Błyskawicznie łagodzi i zdejmuje z twarzy zaczerwienienie. Mało co koi tak jak ona. Nawilża, rozjaśnia. Przy regularnym stosowaniu wzmacnia naczynka i zapobiega ich pękaniu. Stale wracam do tego kosmetyku i niezmiennie cenię.

Na przestrzeni lat był kilkakrotnie w moich denkach. Lubię go mieć. Starcza mi na wiele miesięcy. Nie używam każdego dnia, ale kiedy czuję, że moje włosy są matowe, bez wyrazu, (nawet zaraz po umyciu) to sięgam po ten nabłyszczacz. Kilka pryśnięć z daleka wystarczy by fryzura zyskała nową jakość. Nie obciąża, nie tłuści. Dobry na ważne wyjścia, imprezy. Tani i sprawdzony. 

17. Alverde Lotion do ciała z mango.
Dostałam w prezencie. Uwielbiam mango, ale to nawet koło tego owocu nie stało. Dziwny zapach. Raczej odpychający. Sam lotion dobrze się wchłaniał, ale na tym zalet koniec. Nie nawilżał, nie wygładzał, nie ujędrniał. Zero rezultatów. Pozostawiłał skórę lepką, jakbyśmy się wysmarowali kurzym białkiem. Blee... Dawałam kilka razy szansę i skapitulowałam. Lubię kosmetyki tej marki, ale to niestety bubel. Minął termin ważności i butelka poszła do śmieci.


18. Naturalny olejek z drzewa herbacianego.
Must have. Zawsze w moim domu. Cudo na wypryski, krostki, zaskórniki. Można stosować samego, również z maseczkami, żelami myjącymi, tonikami. Nie raz w moich denkach. Szczegółowa recenzja w poście z 2012 roku

19. Tami Bawełniane chusteczki higieniczno-kosmetyczne.
Nabyłam skuszona wieloma zachwytami blogerek i youtuberek. Spróbowałam małe podręczne opakowanie do testów. Miały świetnie zmywać maseczki glinkowe, służyć do wycierania twarzy po umyciu itp. Dla mnie bardzo słabe. Szybko się rwą. Do maseczek totalnie się nie nadają. Owszem bardzo miękkie, delikatne, przyjemne, ale za cienkie i za słabe. Trzeba użyć minimum 2 szt. na raz. Niewydajne i przez to nieekonomiczne. Znam lepsze o niebo i wkrótce Wam je zaprezentuje. 

Perfecta produkuje dobre jakościowo maski. Ta także trzyma poziom. Daje rozświetlenie, piękny zdrowy połysk, rozjaśnienie i nawilżenie. Dobra przed ważnym wyjsciem, gdy cierpimy na zmęczenie lub na twarzy pojawiła się szarość. Godna uwagi. 


Mam nadzieję, że post okazał się dla Was przydatny i będziecie wiedzieć po co sięgać, a co omijać z daleka:)

Uściski!

czwartek, 5 listopada 2015

Semilac 068. Hybryda o mocnej czerwieni za dnia, wieczorem - wino z wiśni.

Towarzyszył mi 2 tygodnie temu na urlopie we Włoszech. Odcień, który w zależności od światła może być różne postrzegany. 
Wieczorem, w sztucznym świetle zdecydowanie wchodzi w bordo, wiśnię, jest dość ciemny. W słońcu prezentuje się jak na zdjęciach. Piękna nasycona czerwień idąca subtelnie w kierunku wina.


Foto robiłam w dużym słońcu spacerując nad Jeziorem Garda. Żałuję, że nie uchwyciłam tego koloru wieczorem. Mielibyście pełen pogląd, jak ten odcień się prezentuje w różnym oświetleniu. Wakacje sprawiają, że staję się zapominalska i mało obowiązkowa:)


Piękny kolor na jesień i zimę. Klasyczny i dający dużą pewność siebie. Podoba Wam się?

Inne kolory hybrydy, jakie miałam przez lata na paznokciach znajdziecie w zakładce Schellac.

Pozdrawiam:)