czwartek, 23 października 2014

Ulubieńcy kosmetyczni września'14.


1. Fa Shower + Lotion Avocado Shower Cream.
Przez całe lata nie kupowałam nic tej marki. Teraz uważam, że to był błąd. Ma świetne żele pod prysznic i chyba mocno niedocenione. Wersję Avocado polubiłam za nietuzinkowy zapach. Dla mnie to jednak nie avokado, ale woń świeżo skoszonej trawy, wiosennej łąki. Bardzo naturalna, prawdziwa. Przypomina mi dziecięce wakacje na wsi. To rześkość, powiew porannego wiatru o świcie, zapach pól tuż przed zachodem słońca. Tak mi się kojarzy i to za każdym razem, kiedy po niego sięgam. Niestety doznania się tylko podczas kąpieli, na ciele woń się nie utrzymuje. Duży plus za cudnie kremową konsystencję i brak wysuszenia, wręcz nawilżenie ciała. Jest niezwykle wydajny i tani. Często na promocji. Ja kupiłam dużą pojemność 400 ml za około 8 PLN. Ma również świetnie zaprojektowaną butelkę, która mimo swojej wielkości, dobrze trzyma się w dłoni. Jest smukła i pomysłowo wyprofilowana. Zamknięcie znakomite. Łatwo się otwiera i zamyka. Przy tym jest szczelne. Gorąco polecam!

2. BeBeauty Krem do rąk pielęgnacyjny Wapń + Wosk pszczeli.
Przez lata zużyłam kilka opakowań. Był czas, kiedy w zasadzie nie stosowałam w ogóle innych kremów do dłoni, poza nim. We wrześniu wygrzebałam z zapasów jeszcze jeden i przypomniałam sobie, jaki jest super. Wiem, że teraz tubka wygląda inaczej. Mam tylko nadzieję, że jakość się nie zmieniła. Świetny krem za grosze. Dobrze nawilża, chroni, zmiękcza skórę i sprawia, że staje się cudnie gładka i przyjemna w dotyku. Wchłania się w sekundę i sympatycznie pachnie. Ta woń to dla mnie prawdziwa przyjemność! Kojarzy mi się z jabłkami prosto z sadu. Kosmetyk bardzo wydajny i do dostania w każdej Biedronce. Sprawdza się na dzień i na noc. W zasadzie w każdej sytuacji. Nigdy mnie nie zawiódł i nie nudzi się wcale. Używając go, nie mam totalnie problemów ze skórą na dłoniach i skórkami wokół paznokci. Mogę szczerze przyznać, że nie widzę jego minusów i dla mnie to od lat KWC! Właśnie ta wersja, 2 czy 3 inne nie są już tak dobre.


3. Orientana Balsam do ust Imbir i Trawa cytrynowa.
Tej marki mam jak na razie dwa produkty. Różany olejek do twarzy i właśnie ten balsam do ust. Głównie stosuje na noc. Obłędny świeży zapach. Cudo! Naturalny, bez chemicznych dodatków. Pierwszorzędnie nawilża i natłuszcza. Nie zostawia na ustach nieprzyjemnej lepkiej warstwy. Nie waży się, nie zbiera miejscami. Jest bezbarwny. Nadaje lekki połysk. 


Czuć, że wnika głębiej i pielęgnuje. Koi natychmiastowo i łagodzi wszelkie podrażnienia błyskawicznie. Używam od ponad 3 m-cy, a zużycie niewielkie. Rewelacyjny skład i bardzo udane plastikowe pudełeczko, które łatwo się odkręca. Moim ukochanym produktem do ust jest od lat Tisane, ale Orientana obecnie plasuje się tuż za nim na drugim miejscu.


4. Yasumi Clean & Fresh Silky Powder Puder myjący do twarzy.
Na początku października opublikowałam jego osobą recenzję. Zapraszam do zajrzenia. Stale używam i służy mi niezmiennie dobrze. Super oczyszcza, przy tym jest łagodny i praktyczny w użyciu. Duże odkrycie.


5. Neutral Antyprespirant Roll-on.
Pisałam o nim przy okazji prezentacji marki Neutral. Tam znajdziecie szczegółową recenzję. Skuteczny. Nigdy mnie nie zawiódł. Nie brudzi ubrań i szybko się wchłania. Wydajny i bezzapachowy. Z całą pewnością kupię kolejne opakowanie.


Notka o tym produkcie gości na blogu od kilku dni. Warto to masło mieć, gdyż perfekcyjnie dba o stopy, przy tym relaksuje i upaja zapachem. Jeden z ulubionych kosmetyków od Alverde.


Może moi ulubieńcy pokrywają się z Waszymi? Dajcie znać, co sądzicie o tych kosmetykach?

Trzymajcie się!

środa, 22 października 2014

Fioletowa hybryda. Bez fioletu byłoby na świecie brzydko!:)

Zdecydowanie to mój ulubiony kolor. Fiolet jest interesujący w każdym swoim odcieniu. Ostatnio zdecydowałam się na takie jego oblicze. 


Manicure to hybryda. W rzeczywistości jest lekko ciemniejsza niż na fotografiach.


Fiolet jest moim zdaniem idealny na jesień i zimę. To czas kiedy najczęściej mam ten kolor na paznokciach. O dziwo jednak mniej toleruje go u stóp.


Lubicie fiolety? Czy średnio? Ja mam tak, że mój wzrok najczęściej kieruje się właśnie ku temu kolorowi. Czy to w ubraniach czy biżuterii, opakowań kosmetyków, kwiatów, pościeli...


Jak to u Was wygląda z ukochanym kolorem?

poniedziałek, 20 października 2014

Alverde Fussbutter Pinie Shoreabutter Masło do stóp z sosną i masłem shorea. Recenzja.


Uwielbiam ten kosmetyk. Stosuje od kilku miesięcy i wielbię!  Za co? Zapraszam do recenzji.

Słowo od producenta
Masło do stóp z ekstraktem z sosny i masłem shorea odżywia i odświeża suche i zmęczone stopy. Bogata formuła z masłami shea i shorea zapewnia intensywną pielęgnację i nawilżenie. Suche i szorstkie stopy stają się gładkie, miękkie i świeże. Produkt przebadany dermatologicznie, bez konserwantów, silikonów, olejów mineralnych, emulgatorów PEG, oparty na roślinnych składnikach z kontrolowanych upraw, nie zawiera silikonu. 


Skład
Znakomity! Sama natura.


Opakowanie

200 ml-owe plastikowe pudełeczko. Łatwo masło wydobyć do samego końca. Przyjemna dla oka grafika.

Cena
Ok. 3,25 Euro/200 g.

Gdzie kupić?
Stacjonarnie w Polsce niedostępny. Można kupić go  w drogeriach DM, głównie w Niemczech. Sklepy te znajdziecie też w Austrii, Chorwacji, Czechach, Słowacji, Holandii. U nas markę Alverde online spotkacie na Allegro.


Zapach
Sama przyjemność. Odświeżający, relaksujący, przypominający mi lekko trawę cytrynową. Woń jest trwała i bardzo niespotykana. W ogóle się nie nudzi. 

Konsystencja
Gęsta, zbita. Prawdziwe masło. Po zetknięciu ze skórą szybko się rozpuszcza i błyskawicznie wchłania.

 

Wydajność
Wysoka. Używam, używam, a masła jakby nie ubywa. Wystarczy mała ilość by dobrze nawilżyć stopy. Używany raz na dzień starczy na kilka m-cy.

Moja opinia 
  1. Świetnie pielęgnuje stopy. Przy regularnym używaniu, w zasadzie problem suchości pięt zupełnie znika. 
  2. Skutecznie nawilża i zmiękcza skórę. Stają się bardzo przyjemne w dotyku i gładkie.
  3. Odświeża, koi i relaksuje. Po całym dniu na nogach, aplikacja tego masła to czysta przyjemność. Czuć przyjemną błogość, jakby kosmetyk zdejmował z sekundy na sekundę zmęczenie ze stóp.
  4. Wchłania się błyskawicznie. Jednocześnie czuć na skórze przyjemną warstwę nawilżenia. Zero nieprzyjemnej tłustości, lepkości itp.
  5. Działa skutecznie i na długo. Po aplikacji na noc, rano stopy wyglądają super. Nawet jeśli nie każdego dnia naniesiemy kosmetyk, są w dobrym stanie.
  6. Gładzenie po nim stopy o stopę, to prawdziwa rozkosz:)
  7. Można go używać jako codzienny krem lub raz na jakiś czas grubą warstwę jako maska + skarpetki. 
  8. Spokojnie sprawdza się również na dzień.
  9. Pachnie znakomicie. Ja w tej woni jestem zakochana.
  10. Ogromny plus za skład, cenę i wydajność.
  11. Czuć, że nie tylko oblepia naskórek gładką oszukaną powłoką, ale wnika głębiej, przez co odżywia i pielęgnuje.
  12. Szkoda, że nie jest dostępny w Polsce.
  13. Od ponad roku jeden z moich ulubionych produktów do stóp. Zamiennie stosuje ze świetnym kremem Fuss Wohl Intensiv Creme, o jakim pisałam w ulubieńcach sierpnia. Oba wysoko cenię i polecam.
  14. Pamiętajcie tylko, że pielęgnacja naszych stóp to nie tylko krem czy masło. Bardzo ważne jest również złuszczanie naskórka. U mnie bez stałego "tarkowania" się nie obędzie. Raz na 4 m-ce od 1,5 roku stosuje też skarpetki peelingujące Tony Moly. Samo masło/krem nie dało by rady. 

Dla kogo szczególnie? Dla kogo nie?
Śmiało rekomenduje każdemu. Moje dwie koleżanki, które totalnie nie lubiły smarować niczym stóp, po użyciu tego kosmetyku z Alverde, teraz tę czynność uwielbiają. Jeśli do tej pory spotykaliście dobre preparaty do tej części ciała, ale niezbyt ładnie pachnące, tu będziecie mile zaskoczeni. Myślę, że ta woń spodoba się większości. 

Podsumowanie
Szczerze polecam. Z całą pewnością jeśli tylko będę miała okazję go nabyć, kupię kolejne opakowanie. Przy odwiedzinach w drogerii DM, warty wrzucenia do koszyka. 
Jeśli natomiast szukacie dobrego masła do stóp, ale dostępnego łatwo w Polsce, to polecam kosmetyk z Fuss Wohl z Rossmanna. Pachnie ładnie limonką i też jest przeze mnie cenione. Alverde wolę, ale Fussl Wohl jest tuż za nim. Aktualnie w promocji za 9,29 PLN/200 ml.

Znacie kosmetyk? Może macie na swojej liście zakupowej?

Miłego tygodnia!

piątek, 17 października 2014

Fitokosmetik Biała Glinka Anapska. Mój debiut z rosyjskimi kosmetykami. Recenzja.

O rosyjskich kosmetykach głośno już w Polsce od minimum 2 lat. Dawno chciałam je przetestować, ale jakoś nie było okazji. Na pierwszy rzut poszła glinka anapska marki Fitokosmetik ze sklepu Kalina. Chcecie poznać jej recenzję?


Słowo od producenta
Glinka biała Anapska należy do rodzaju przybrzeżnych glinek i charakteryzuje się wysoką zawartością minerałów.Jako maseczka do twarzy, pomaga oczyścić i dotlenić skórę.Dzięki wysokiej zawartości minerałów glinka biała Anapska nasyca skórę niezbędnymi mikroelementami, stymuluje produkcje kolagenu, który nadaje skórze elastyczność.Glinka ma właściwości delikatnie złuszczające, skutecznie redukuje drobne zmarszczki, ujędrnia i poprawia koloryt skóry.

SPOSÓB UŻYCIA:

1. JAKO MASECZKA KOSMETYCZNA

Zmieszać glinkę z wodą w proporcji 1:1 do uzyskania gładkiej pasty. Nałożyć grubą warstwę na twarz, pozostawić na 5-15 minut. Po zmyciu maseczki zaleca się zastosować łagodny krem odżywczy. Taka maseczka z glinki delikatnie oczyszcza skórę, odżywia ją poprzez dostarczenie niezbędnych mikroelementów i pierwiastków.

2. JAKO MASECZKA DO WŁOSÓW
Zmieszać glinkę z woda w proporcji 1:1, Nanieść na wilgotne włosy i skórę głowy. Po 5-10 minutach dokładnie spłukać ciepłą wodą. Przy regularnym stosowaniu skutecznie odżywia i wzmacnia włosy. Glinka odżywia skórę głowy, stymulując porost włosów, zapobiega ich wypadaniu.

3. CIEPŁE OKŁADY z glinki białej Anapskiej przynoszą ulgę przy bólach stawów.

Skład
100% wysoce oczyszczona glinka biała ANAPSKA naturalna z zawartością srebra.

Opakowanie
100 g (2 woreczki po 50 g). Całość zapakowana w kartonik.


Cena
9,00 PLN/100 g. Obecnie w sklepie www.kalina-sklep.pl na promocji kosztuje 7,20 PLN/100 g.

Gdzie kupić?
Sklepy z kosmetykami naturalnymi, zielarskie itp. Online dostaniecie ją w sklepie z rosyjskimi kosmetykami - Kalina.

Zapach
Niezwykle delikatny. Przyjemny. Kojarzy mi się z morzem, poranną bryzą nad oceanem, orzeźwieniem. Jest lekki i bardzo ulotny. Im dłużej maskę mamy na włosach czy twarzy, staje się mniej wyczuwalny.

Konsystencja
Bardzo miałka glinka - drobniutki proszek, jak puder. Łatwo się pyli. Biało-szara jakby z domieszką niebieskości. W połączeniu z cieczą staje się natomiast mocno zielona.


Wydajność
Bardzo wydajny produkt. Wystarczy niewielka ilość glinki, by przygotować maskę na całą twarz, szyję i dekolt. Używam od miesiąca 2 razy w tygodniu i jeszcze zużyłam nawet połowy pierwszego woreczka. Kładę jej naprawdę grubą warstwę! Więcej potrzebujemy na włosy, ale też nie ma tu konieczności wysypywania proszku w nadmiarze.

Moja opinia
  1. Glinki stosuje od mniej więcej 13 lat. Przeróżne. Bardzo lubię czerwoną, zieloną, białą. Wyjątkowo służą mojej cerze i pobijają skutecznością wiele gotowych markowych i dużo droższych masek.
    Z glinką tej marki spotkałam się po raz pierwszy. Polubiłam bardzo i z przyjemnością stosuje regularnie 2 razy w tyg. od ponad miesiąca.
  2. Spełnia obietnice producenta. Dlaczego tak uważam? Znakomicie oczyszcza. Widać to w zasadzie od razu po zmyciu. Skóra jest jaśniejsza, gładsza, pory mniej widoczne, obumarły naskórek usunięty. Niejako wypych wągry na wierzch. Wtedy używając np. szczoteczki, peelingu, gąbeczki można je łatwo usunąć. Przy regularnym stosowaniu zdecydowanie widzę świetne oczyszczenie skóry z nadmiaru sebum. Zaskórników jest mniej, choć oczywiście nie zniknęły wszystkie i na zawsze.
  3. Uwielbiam ją, gdyż ma również świetne działanie kojące. Jest jak przyjemny kompres. Uspokaja naczynka, lekko chłodzi, zdejmuje z twarzy rumień i ładnie wyrównuje koloryt. Polecam zastosować przed ważnym wyjściem, imprezą. Zyskacie świetny fundament pod makijaż. Maska z tej glinki sprawia, że cera staje się jasna, rozświetlona, gładka i świeża.
  4. Producent obiecuje też odżywienie i ujędrnienie. Rzeczywiście wyczuwalne jest ładne napięcie skóry, ale nie ściągnięcie. Zmarszczki mimiczne są mniej widoczne, ale to nie jest trwały efekt. Buzia wygląda na zdrową, wypoczętą, młodszą. Uwielbiam ten widok w lustrze:)
  5. Nadaje skórze elastyczność. Tak jakby zyskiwała na gęstości. 
  6. Woń glinki jest relaksacyjna i kojarzy mi się z wakacjami i przyjemną błogością. 
  7. Ma się poczucie nakładania na twarz czegoś naprawdę dobrego i naturalnego. To lubię:)
  8. Glinka łatwo się pyli. Podczas przygotowywania maski, radzę nie włączać wiatraka i specjalnie mocno nie oddychać:) 
  9. Wymaga trochę zachodu. Ale też bez przesady...Miejmy świadomość, że nie jest to kosmetyk z tubki. Trzeba wymieszać ją i poświęcić na to kilka chwil, ale warto. Z czasem to w ogóle żaden kłopot.
  10. Niezwykle ekonomiczny kosmetyk. Poza tym uniwersalny. Możemy go użyć na wiele sposobów i za każdym razem serwować swojej skórze nieco inne właściwości.
  11. Nie zmywa się łatwo. Wiem, że wiele osób na to narzeka, ale tym właśnie charakteryzuje się glinka. Ja po nastu latach używania tego typu substancji, nie odczuwam tego jako wielki minus. Akurat ta anapska zmywa się dość szybko. Polem użyć tu płaskiej gąbeczki do twarzy z Rossmanna lub gąbki konjak. Spokojnie też usunięcie ją samymi dłońmi, wilgotną szmatką lub mokrymi wacikami.
  12. Gorzej zmywa się z włosów. Tu już więcej H20 musimy wylać. Przyznam jednak, że na włosy zastosowałam tę glinkę dopiero raz. Fryzura wyglądała znakomicie. Kosmyki były nawilżone, gładkie, bardzo lśniące, pełne energii. Jestem pod wrażeniem. Jedna aplikacja to jednak za mało bym mogła powiedzieć, czy glinka jest skuteczna w walne z nadmiernym wypadaniem włosów. Tu potrzeba dłuższego czasu na testy. Ale oczywiście dam w tej sprawie znać.
  13. Nie mam problemów ze stawami, nie używałam więc produktu w postaci okładów. 
  14. Wygodniejsze byłoby, gdyby glinkę zapakowano w słoiczek, pudełeczko plastikowe...Po otwarciu torebki, nie ma ona zamknięcia i wszystko się wysypuje. Ja zamykam ją na klips spożywczy, ale chyba jeszcze dziś przesypię ją do słoiczka. Nakładanie wtedy będzie praktyczniejsze. Plus natomiast za podzielenie całości na dwa woreczki po 50 g.
  15. Biorąc pod uwagę stosunek ceny do jakości - rewelacja! 
  16. Glinka nie uczula, nie podrażnia, nie szczypie.
  17. Zastyga kiedy wysycha, ale spryskując co jakiś czas twarz tonikiem, hydrolatem, wodą termalną, czy zwykłą przegotowaną, problem znika. Poza tym po dodaniu olejów do maski, kłopot również z głowy.

Jak przygotowuję maski z glinki?
W zasadzie za każdym razem jest to moja radosna, spontaniczna twórczość. Nie mam jednego przepisu. Glinkę możecie zmieszać tylko z przegotowaną wodą i będzie super. Ale możecie też użyć ulubionego toniku, hydrolatu, wody termalnej, olejku. Ja najczęściej wykorzystuje żel hialuronowy, który zawsze mam w domu i który dodatkowo ma świetne działanie nawilżające. Polecam! Lubię do mieszanki dodać 1-2 krople olejku z drzewa herbacianego lub oleju z kocanki. Kilka razy zmieszałam glinkę z gęstą śmietaną - maska wyszła cudowna! Używam również olej tamanu, jogurt, wodę różaną. Proszek warto również dodać do gotowej maski, przez co wzbogacić jej właściwości. Identycznie możecie zadziałać stosując glinkę na włosy.

Jak nakładać?
Sporządzam gęsty "krem" i grubą warstwą aplikuję na twarz. Czym? Płaskim syntetycznym pędzlem, który dedykowany jest podkładom tzw. łopatką. Jeden taki przeznaczyłam sobie do masek i ta metoda działa u mnie najlepiej. Przerabiałam dłoń, łyżkę, szpatułkę i pędzel wygrywa! Oczywiście są specjalne pędzle do masek, ale gwarantuje Wam, że taki brush foundation jest równie dobry, jak nie identyczny lub nawet lepszy. Pewnie też gdzieś leży dawno nieużywany lub zupełnie nowy na dnie Waszej szuflady i tylko czeka na ponowne odkrycie w innej roli. Nie musi być żaden markowy, każdy jeden się sprawdzi, oby tylko nie gubił włosia.

Dla kogo szczególnie? Dla kogo nie?
Dla wszystkich fanów glinek. Świetna marka. Do tego tania. Polecam glinkę osobom z nadmiernym rogowaceniem naskórka, walczącym z tłustą skórą, zaskórnikami, chcącym skutecznie oczyścić twarz z łoju. Znakomita dla wrażliwców, właścicieli rumienia, naczynkowców. Polubicie ją, jeśli kochacie naturalne kosmetyki i przygotowywanie ich w domu to Wasz konik. 
Nie wyobrażasz sobie tworzenia masek sam w domu? Mieszania, dozowania itp.? Glinka może Cię zirytować:) Ale pamiętaj, że tylko nieznane przeraża człowieka...


Podsumowanie
Mój debiut z kosmetykami rosyjskimi okazał się bardzo udany. Jestem z glinki anapskiej bardzo zadowolona i gorąco polecam Wam jej test. W sklepie Kalina znajdziecie jeszcze wiele odmian glinek. Ja z całą pewnością kolejnym razem skuszę się na inne. 

Co polecacie z rosyjskich kosmetyków szczególnie? Mój apetyt na nie rośnie, ale w gąszczu marek i specyfików, sama nie wiem co wybrać? Doradzicie?


środa, 15 października 2014

Wyniki rozdania z CelluBlue!




Kto wygrywa w rozdaniu z masażerem CelluBlue? Spieszę z wynikiem. Maszyna losująca wybrała: Włosowe Inspiracje.

Gratuluję!
Czekam na Twój adres do wysyłki do 5 dni od dziś. Napisz go jak najszybciej na mojego maila: 77gerda@gmail.com.

Przypominam też o trwającym obecnie rozdaniu na blogu oraz drugim na FB. Dajcie sobie szansę!:)

Pozdrawiam!

wtorek, 14 października 2014

Wygraj jeden z 15 starterów kuracji Bioderma Matricium. Rozdanie do 31.10.2014.


Dziś zapowiadane rozdanie. Przy okazji recenzji świetnej kuracji Bioderma Matricium, zapowiadałam iż będziecie mogli wygrać zestawy startowe tego kosmetyku. Marka przygotowała dla Was aż 15 setów! Wygrywa zatem 15 osób!

Co zrobić by przystąpić do zabawy? To bardzo proste. Szczegóły poniżej.

Regulamin konkursu:
1. Konkurs trwa do 31.10.14 do godz. 23:59.

2. Przeznaczony jest dla pełnoletnich użytkowników lub dla niepełnoletnich za zgodą rodziców. Dostawa tylko na adres w Polsce. Wysyłką nagród będzie zajmować się dystrybutor marki i fundator nagród - Bioderma Polska.

3. Sponsorem wszystkich nagród jest marka Bioderma Polska.  Organizatorem jestem ja - 77gerda, właścicielka bloga 77gerda.blogspot.com.

3. Aby wziąć udział w zabawie należy spełnić następujące warunki:

- być publicznym obserwatorem mojego bloga, nie anonimowym

- polubić fanpage Bioderma Polska na Facebook (1 los)

wypełnić formularz i podać odp. na pytanie w nim zawarte:  Czy masz swój ulubiony kosmetyk marki Bioderma? Jeśli tak podaj jego nazwę. Proszę tylko o jeden.
Jeśli nie masz takiego kosmetyku lub jeszcze nie miałeś do czynienia z marką, napisz tylko - "Nie mam". Weźmiesz udział w rozdaniu na takich samych prawach. Odpowiedź nie decyduje o wyborze szczęśliwca.

- obowiązkowe jest także podanie swojego nicku pod jakim obserwujecie mój blog i maila

- pamiętajcie by nie pisać odpowiedzi w komentarzach, liczą się tylko zgłoszenia przez formularz.

4. Dodatkowe losy można zdobyć przez:

- polubienie mojej strony na 
Facebook'u (+2 losy)

- udostępnienie linku z rozdaniem na swoim Facebook lub/i Twitter (+2 lub 4 losy) 

- dodanie na swoim blogu notatki o konkursie (+ 3 losy)

- dodanie w pasku bocznym swojego bloga banera z info o konkursie (+ 2 los)

- umieszczenie mojego bloga na swojej liście blogroll (+2 losy)

- pierwsze 10 osób z listy najaktywniejszych komentujących na blogu dostają + 4 losy. 
5. Zgłoszenia z blogów, które są stworzone tylko do brania udziału w zabawie będę anulować.

6. Wyniki ogłoszę w ciągu 8 dni od zakończenia konkursu.

7. Na adres szczęściarza czekam 5 dni od dnia ogłoszenia wyników.

8. Rozdanie obejmuje przesyłkę z jednym starterem Bioderma Matricium (5 ampułek). Wygrywa 15 osób!

9. Nagroda nie podlega wymianie na inną lub na ekwiwalent pieniężny.

10. Losowania dokonam z wszystkich odpowiedzi spełniających regulamin.

11. Jedna osoba może zgłosić tylko jeden udział. W innym przypadku zgłoszenia będą anulowane.

12. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)





Aktualnie na moim fanpage także znajdziecie ciekawe rozdanie. Tym razem z paletą do makijażu BH Cosmetics. Zapraszam również tam:)



Zapraszam do udziału!

niedziela, 12 października 2014

Tarta ze szpinakiem, pepperoni, mozzarellą i ziołami.

Nie wymaga specjalnie wysiłku, a zapewniam że jest pyszna i błyskawicznie się wykonuje. Lubimy takie potrawy, prawda?:)


Składniki:
  1. Własnoręcznie zrobione ciasto kruche na tartę lub ciasto francuskie. 
    Tarta na kruchym spodzie jest zdecydowanie najlepsza. Ostatnio jednak z braku czasu, często posługuje się do wykonania tart ciastem francuskim i też mogę polecić ten sposób.
  2. Szpinak. Najlepiej świeży. Jeśli nie macie, może być mrożony ale w liściach. Nie za dużo.
  3. Pepperoni.
  4. Mozzarella.
  5. Świeże zioła: bazylia, tymianek, rozmaryn. Będą najlepsze, ale oczywiście możecie też użyć suszonych.
  6. Oliwa z oliwek.
  7. Czosnek.
  8. 1 -2 jajka.
  9. Odrobina gęstej śmietany.
  10. Sól, pieprz, świeżo starta gałka muszkatołowa.

Nie podaje dokładnych ilości składników. Wszystko zależy od tego jaką wielkość tarty wykonujecie i na ile osób. Zawsze to robię na oko. Z całą pewnością będziecie wiedzieć sami, czego ile? Składników nie ma być dużo. Nie o to tu chodzi. Każdego po trochu. Choć nie ukrywam, że ja mam mam słabość do większej ilości mozzarelli:)

Do pracy:
  1. Jeśli używamy mrożonego szpinaku podsmażamy go na patelni z odrobiną oliwy, czosnkiem, pieprzem, gałką i solą. Świeży nie wymaga takiej obróbki.
  2. Formę wykładamy ciastem. Mój przepis na kruche ciasto znajdziecie przy okazji notki o tarcie z grzybami. Jest uniwersalny i zawsze wychodzi:)
  3. Na spód ciasta wykładamy szpinak. W przypadku świeżego posypujemy go solą, pieprzem, gałką. Na wierzch układamy wyciśnięty lub pokrojony czosnek.
  4. Na to idą plastry pepperoni.
  5. Potem plastry mozzarelli.
  6. Rozbite jajko/a mieszam z odrobiną śmietany. Dodaje posiekane zioła. Polecam dużo bazylii. Uważałabym z ilością rozmarynu. Zresztą to już zależy od waszych upodobań. Najlepsze są świeże zioła. Pamiętajcie, że suszone w dużej ilości potrafią nadać pieczonej potrawie gorycz.
  7. Całość zalewam jajeczną miksturą. Nie musi być jej bardzo dużo.
  8. Tartę wkładamy do nagrzanego wcześniej piekarnika - do temp. ok. 170 stopni C.
  9. Pieczemy ok. 20-25 minut. Ciężko mi dokładnie powiedzieć ile. Jak ciasto będzie rumiane, a ser ładnie zapieczony, jest gotowa do wyjęcia.
  10. W przypadku użycia ciasta kruchego, polecam wcześniej podpiec go lekko samego bez farszu w czasie około 20 min. Potem nakładać składniki.
  11. Po opuszczeniu pieca potrawę smaruje delikatnie oliwą z oliwek. Pozwalam jej trochę "odpocząć" i dopiero kroję.


Możecie oczywiście do jej wnętrza dołożyć dodatkowo inny ser jak np. feta, gorgonzola. Świetnie będą również pasować suszone pomidory.


Zdecydowanie polecam użyć świeżo startej gałki muszkatołowej. To moje ostatnio odkrycie. Odrobina nadaje niesamowitego smaku wielu potrawom. Nijak się też ma do gotowej mielonej gałki.
Nie przesadzajcie z solą i pieprzem! Pepperoni samo w sobie jest słone i wyraziste w smaku. Można przedobrzyć.



Pozostaje mi zachęcić Was do wykonania dania w domu i życzyć smacznego:)

PS. Jak widać tarta nie musi być okrągła. Kwadratowa jest równie pyszna:)


Buziaki!
 

piątek, 10 października 2014

Ulubieńcy kosmetyczni sierpnia'14. Kolorówka.

Wczoraj zapoznałam Was z pielęgnacyjnymi ulubieńcami sierpnia. Dziś kolorówka. Spóźniona, ale nadal bardzo lubiana i godna polecenia.

Otrzymałam od marki jeszcze przed wakacjami. Nie miałam możliwości wyboru koloru. Przysłano mi w ciemno Nude nr 200. Wyjmując podkład z paczki od razu uznałam, że kolor nie jest dla mnie. W buteleczce wydawał się bardzo ciemny. Nie sugerujcie się zdjęciami opakowania. Dość mocno fotografie niestety prześwietliłam i odcień na nich wychodzi dużo jaśniejszy. Przed latem za nic nie miałam możliwości go użyć. Był za ciemny. Nie opalam się i stosuje wysokie filtry, ale mimo wszystko w lipcowe upały słońce mnie dopadło i twarz zyskała kolor. Postanowiłam wtedy spróbować z Astor. 


Już po pierwszym dniu z nim byłam mile zaskoczona. Mimo wysokiej temperatury trzymał się od rana do wieczora w stanie prawie idealnym. Nie ściera się, nie przemieszcza po buzi, nie roluje. Bardzo ładnie wtapia się w skórę, tworzy z nią jedną całość i ma satynowo-matowe wykończenie. Zero maski, uczucia ciężkości, świecenia się. Krycie na bardzo dobrym poziomie, a przy tym podkład jest niewidoczny i świetnie dopasowuje się do skóry. Oczywiście nie możemy przesadzić z ilością. Mi wystarcza jedna cienka warstwa. Śmiało mogę powiedzieć, że stapia się z naszym naturalnym kolorytem buzi, dopasowuje do niego....ale to też nie jest tak, że możemy kupić dowolny odcień. 


Latem kolor Nude 200 był dla mnie w miarę ok. Teraz jest za ciemny. Szkoda:( Myślę o zakupie najjaśniejszego odcienia z gamy lub mieszania obecnego z innym jasnym podkładem lub kremem BB. Inaczej nie będę miała jak go nakładać. Szkoda by się zmarnował, gdyż jakością jestem zachwycona. Dawno już nie byłam tak zadowolona z podkładu drogeryjnego. Pobił u mnie nawet te z wyższych półek. 
Pamiętajcie jednak, że dla mnie dobry podkład to nie produkt super kryjący, ciężki, ale taki który jest jak nasza druga skóra. Do tego musi mieć ładne naturalne wykończenie. W Astor właśnie to znajduje. 


Kolejny plus to estetyczne szklane opakowanie z praktyczną pompką. Wydajność super. Wystarcza pół pompki by pokryć całą twarz. Świetnie też, że ma SPF 20. 
Błyskawicznie się rozprowadza. Zarówno palcami jak i pędzlem. Nie tworzy smug, plam, nie podkreśla porów. Wg mnie lekko też wygładza i liftinguje optycznie twarz. Nie wysusza, ale ja nie posiadam skóry suchej. Sprawdził się w upale i w deszczu. Przetrwał imprezę taneczną od 18 do 5 rano i 8 h jazdę autem w lipcu bez klimatyzacji. Lekko przypudrowany cały czas wyglądał dobrze. Może tylko czoło wymagało potraktowania bibułką matującą.
Nie rozświetla i nie nawilża, ale też producent nic takiego nie obiecuje. Dostępny jest w 3 gamach kolorystycznych: bardzo jasna, jasna, naturalna. W każdej po 2 odcienie. W sumie 6, co niestety jest mało. Słabo też jest z kolorami bardzo jasnymi. Jeśli tylko uda Wam się znaleźć odpowiedni odcień dla siebie, gorąco polecam. Aktualnie w Rossmann jest przeceniony z 48,99 PLN na 29,99 PLN/30 ml.


TonyMoly Luminous Bright Aura CC Cream SPF 20 P++.
Zamówiłam go kilka m-cy temu na ebay. Lubię tę koreańską markę. To mój pierwszy krem CC i jak na razie jedyny.  Nie ma w sobie koloru. Pięknie natomiast ujednolica buzię, rozjaśnia ją i odświeża. Twarz staje się zdrowa, wypoczęta, pełna energii. Tworzy niesamowite rozświetlenie, jakie nie ma nic wspólnego z tłustością lub nieestetycznym błyskiem. Optycznie zmniejsza widoczność porów i zmarszczek mimicznych. Mogę śmiało powiedzieć, że nadaje młodzieńczości i zdejmuje z twarzy szarość, stres, zmęczenie.


Latem najczęściej stosowałam go samego. Teraz często łączę z podkładem lub kremem BB. Pobija efektem wszystkie rozświetlające podkłady, nawet te z bardzo wysokiej półki. Nie ma w sobie żadnego brokatu. Jest tak sformułowany, że doskonale odbija światło. Niezwykle naturalny. Łączy się ze skórą migusiem. Polecam rozprowadzanie palcami. Wystarczy mała kropla. Jest bardzo rzadki. Starcza na wieki.


Nie bieli, mimo swojego koloru. Nie wiem tylko, jak to by było w przypadku ciemnych, czy oliwkowych karnacji. Moja skóra jest jasna. 
Plus również za SPF 20 PA++. Dobrze również nawilża. Ja pod niego nie nakładam żadnego innego kremu. Świetna sprawa głównie dla osób ceniących naturalnych make-up. Nie jest kryjący. Produkt uniwersalny. Można go stosować solo, mieszać z podkładem, może być też bazą.


Nie zawiera parabenów, oleju mineralnego, talku, sztucznych barwników, benzofenonu, trietanoloaminy. Podobno rozjaśnia przebarwienia, ale ja takich nie mam mam, więc ciężko mi to przyznać. 
Obecnie na ebay zapłacimy za niego między 25-30 PLN/30 ml. Dostawa jest bezpłatna. Polecam kupować właśnie tam. Sklepy online w Polsce życzą sobie za te krem CC 75-85 PLN + przesyłka.


Pierre Rene Single Eyeshadow Cień do powiek Pearl nr 15.
To moje drugie opakowanie. To jeden z 2 cieni jakie zużyłam do absolutnego końca i kupiłam od razu kolejny. Pięknie rozświetla kącik oka. Nie ma w sobie nic z żółci. Jest kremowy, naturalny, bez brzydkiej kredowej bieli. Perłowy, lecz nienachalny, subtelny. Zero brokatu, czy dużych perłowych drobin. 


Utrzymuje się na oku cały dzień i pięknie rozjaśnia spojrzenie. Miękki, dobrze się rozciera. Zero osypywania. Spokojnie można w minimalnej ilości aplikować go również na kości policzkowe. Tworzy elegancką poświatę. Tani, niepozorny, w mało ciekawym opakowaniu, a naprawdę godny polecenia. 


Rzadko maluje oczy cieniami, ale Pieree Rene nr 15 nakładam praktycznie każdego dnia. Jest ze mną od lat. Na kilka m-cy zdradziłam go z innym, ale w sierpniu ponownie się z nim przeprosiłam i gorąco polecam.



Chętnie poczytam o Waszych ulubieńcach makijażowych z ostatniego czasu. Coś szczególnie polecacie? Może moi ulubieńcy są też Waszymi, a może wprost przeciwnie?

Pozdrawiam!